Zapraszam do przeczytania artykułu, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej" po meczu z Kujawiakiem Włocławek w 2004 r.
Dramatyczne chwile przeżywają piłkarze, trenerzy i działacze
II-ligowego MKS-u. Ostatnich dni nie zapomną do końca życia. Nic
dziwnego, skoro 15 osób zatrzymano w miejscowym szpitalu, a kilka
innych na własną prośbę wypuszczono do domu. Zbiorowemu zatruciu ulegli
najprawdopodobniej w niedzielę, przed lub tuż po przegranym meczu z
Kujawiakiem we Włocławku
Drugi trener Wiktor Pełkowski (z lewej) odwiedza swoich podopiecznych Andrzeja...
W niedzielę futbolistów z Mławy czekał pojedynek z wiceliderem II ligi,
Kujawiakiem Włocławek. Przed podróżą cały zespół zjadł lekki obiad w
restauracji, której właścicielem jest skarbnik klubu Włodzimierz
Kubarski. Było risotto z piersi kurczaka z warzywami, trzy rodzaje
surówek i kompot z... pokrzyw.
Później wszyscy udali się do autokaru i wyruszyli w podróż do
Włocławka. Po drodze był jeszcze przystanek w Wólce. Tam w zajeździe
wszyscy wypili kawę. - A ja zjadłem jeszcze przeterminowane delicje -
zaznacza Maciej Rogalski. Ale to nie tłumaczy późniejszych wydarzeń,
lecz co najwyżej fakt, że Rogalski nie strzelił bramki. Ostatecznie MKS
z Kujawiakiem przegrał 1:3, choć do 83 minuty prowadził 1:0. Po meczu
piłkarze wsiedli do autokaru i ruszyli do domu.
Druga wizyta w zajeździe w Wólce zakończyła się już solidnym posiłkiem.
Podano czerwony barszczyk z uszkami lub pasztecikami (dziś piłkarze
żartują, że ci, którzy jedli paszteciki, czują się nieco lepiej, a ci
od uszek leżą pokotem). Na drugie był schabowy z frytkami i dodatki. A
już w Mławie wszyscy rozjechali się do domów.
- We wtorek poważne kłopoty zgłosił najpierw trener Marian Kurowski -
opowiada dyrektor MKS-u Włodzimierz Bruździak, który też się zatruł,
ale nie chciał zostać w szpitalu. - Najgorsze jest to, że właściwie nie
wiemy, gdzie i jak do zatrucia doszło. Daliśmy sanepidowi namiary na
dwie restauracje, żeby dokładnie zbadali sprawę. Nic więcej nie mogę
powiedzieć. Oczywiście musieliśmy odwołać sobotni mecz z Arką.
Przepraszamy wszystkich kibiców.
Wczoraj piłkarze i działacze zbiorowo stawili się w szpitalu.
Piętnastkę natychmiast zatrzymano, reszta albo miała lżejsze objawy,
albo wyszła na własną prośbę. Wszyscy leżą pod kroplówkami. Najgorzej
wyglądają Jarosław Szmyt, Rafał Brzozowski i masażysta Piotr Świgoński.
Piłkarzy położono w dwóch salach. Osobno na końcu korytarza Kurowskiego
i jego asystenta Wiktora Pełkowskiego. Oficjalnie lekarze nie chcą
powiedzieć, co dolega piłkarzom i odsyłają do klubu. Nieoficjalnie mówi
się, że zawodnicy mieli szczęście, bo są młodzi i mają silne,
wytrenowane organizmy. Pobrano od nich wymazy i przekazano do badań.
Wyniki wiele wyjaśnią.
Kiedy wrócą na boisko? - Najlepiej by było, gdyby udało się przełożyć
dwie, trzy kolejki - mówi Kurowski. - Mam nadzieję, że to pozwoliłoby
chłopakom odzyskać sprawność.
Na razie przełożony został pojedynek z Arką. A czy będą następne, to
zależy m.in. od diagnozy lekarskiej. Wszystko powinno wyjaśnić się w
najbliższych dniach.
autor: Magdalena Grzywacz
http://miasta.gazeta.pl/plock/1,35682,2277732.html